DANIEL
BLADWIN
12.o1.1988, Boston
Scenograf, Amerykaniec
W Londynie przez przypadek od jakiś sześciu miesięcy. Układa
sobie powoli swoje kompletnie niepoukładane – żeby nie powiedzieć rozpieprzone –
życie. Wyjechał z kumplem, Kurtem Acklenem, który niespodziewanie wziął ślub.
Się hajtnął z Brytyjką. Jest to tak nieprawdopodobne i trudne do uwierzenia jak
to, że Dan jest normalnym obywatelem. Bo nigdy nie był i nie będzie, i trudno z
nim żyć…
Matka nie żyje, ojciec też. Rodzina była co najmniej toksyczna,
a patologią wiało na kilometr. Uciekł kiedyś z Bostonu do Nowego Jorku,
zakochał się, było fajnie, zaczęło mu się w życiu układać, ale potem to
spieprzył – chyba to genetycznie uwarunkowane. W spadku dostał mieszkanie w
Nowym Jorku, ale je sprzedał. Teraz wynajmuje coś na obrzeżach Londynu. Jakoś
żyje, jakoś mu się powodzi. Stroni od kobiet, bo z babami są same problemy.
Nie tam, żeby zaraz grał cierpiętnika czy męczennika, ale
taki trochę aspołeczny jest. Można powiedzieć, że odnalazł swoje miejsce w
życiu, dobrze mu się powodzi, bo fucha scenografa jest pracą dobrze płatną i
dodatkowo nienudną. Trudno do niego dotrzeć, ale nielicznym się to udało. Na pozór uśmiechnięty gość, na pewno nie dojrzysz, że coś jest nie tak. O ile w ogóle jest. Danny odczuwa coś na kształt pustki, ale nie stara się jej wypełnić; trochę się boi. Na obiady wpada do swojego kumpla i jego żonki, która
dobrze gotuje. Trochę tęskni za krajem, ale nie było tam nic, co mogłoby go zatrzymać.
Kiedyś było, no, ale…
Niegdyś długie, teraz krótkie włosy. Ściął. Nie przypomina
tego człowieka co kiedyś, ale w dalszym ciągu nosi swoje nieśmiertelne,
powycierane wszędzie gdzie można glany. Mierzy sobie metr osiemdziesiąt cztery,
brązowe włosy, piwne oczy. Ponoć przystojny, ale sam jest na to kompletnie
obojętny.
_________________
Gwoli ścisłości – podpisuję
się jako Clayton, bo zakładanie tysięcy poczt bywa męczące. A myślę, że
chyba nikomu nie będzie to przeszkadzać? ;)
[Pomysł na wątek?]
OdpowiedzUsuń[Ja również takich nie lubię:) Może jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuńPrzekonała się ostatnio do sukienek. Tak, cóż, nawet Silver się potrafiła zmienić. Poza tym dziwnie by wyglądała jako świadek na ślubie własnej kuzynki w dżinsach i rozciągniętym t-shircie Joy Division. Z resztą miała ochotę się zwyczajnie zabawić i wyglądać po prostu ładnie.
OdpowiedzUsuńUłożyła więc włosy, pomalowała usta, włożyła co prawda ohydną sukienkę, bo niestety nie ona ją wybierała. Całe szczęście miała drugą na przebranie.
Spojrzała na zegarek. Oczywiście zaraz się spóźni. No pięknie.
Wzięła szybko torebkę i wyszła z domu. W drodze przypomniała sobie, że nie wzięła drugiej kiecki, w dodatku nie zabrała parasola, a zaczęło padać.
Do kościoła wparowała więc cała mokra, zdyszana i w tej ohydnej kiecce w kolorze sraczki. I nici z wielkich planów, z resztą jak zwykle. Pieprzony Londyn.
Jej ojciec spojrzał się na nią tylko wściekły, a matka zatrzymała ją przed wejściem koło ołtarza.
- Nie wiem, czy chcesz tam iść... - odparła jej do ucha.
- Matka, nie pierdol - odparła kobiecie, bo nerwy Silver były już w strzępkach. Z resztą nie wiedziała, o co jej dokładnie chodzi.
Otóż szybko się przekonała, bo kiedy odwróciła się, a jej mokre włosy dodatkowo moczyły jej ten ohydny strój ujrzała nikogo innego jak Kurta stojącego w garniturze przy ołtarzu ze swoim najlepszym przyjacielem, a jej ostatnią osobą, którą chciała zobaczyć w tym stanie. Z Danem. Który ściął włosy. Ale Garson poznałaby go nawet, jakby był łysy i miał swastykę na czole.
Siarczyście przeklęła w myślach, mając cichą, lecz bardzo nieprawdopodobną nadzieję, że jej nie poznali.
Starała się nie patrzeć na Bladwina, bo tylko cierpła jej skóra, gdy krzyżowały im się te skołowane spojrzenia. Już nawet wolała obserwować Kurta, który z uśmiechem nakładał obrączkę swojej już prawie małżonce. Garson miała wielką ochotę krzyknąć, że nie pozwala na to, mimo, iż jej kuzynka nie grzeszyła zbytnio inteligencją, czyli była idealnie w typie Acklena. Dlatego nawet nie wiedziała, za kogo wychodzi. Rodzice jej tylko powiedzieli, zaraz po tym, jak weszła pierwszy raz od paru lat do domu: "Cześć, będziesz pierwszą druhną na ślubie Rose, który odbędzie się za parę dni." Okej, fajnie.
OdpowiedzUsuńMiała nadzieję, że zaraz chociaż trochę wyschnie, bo coś czuła, że się kompletnie rozchoruje, kiedy tylko wyjdą z kościoła.
Ślub niestety dobiegł końca, a Silver wraz z Danem jako pierwsi świadkowie musieli stawić czoła samym sobie i wyjść środkiem budynku tuż koło siebie, zaraz za młodą parą. Spoglądała co jakiś czas na Dana kątem oka. Czekało ich jeszcze siedzenie razem w jednym samochodzie i całe wesele. Hura.
[Witam :) Pomysł na wątek? :)]
OdpowiedzUsuń[ Zdjęcie; ból moich oczu.]
OdpowiedzUsuń