środa, 25 lipca 2012

When everything is going down the pan

 
 
 
 
 
 
Olivier Coyne
Lat dwadzieścia dwa | Urodzony 27 marca 1990 roku w Londynie | Zamieszkuje małą kawalerkę w centrum Londynu | Student informatyki na roku trzecim | Dorabia sobie w sklepie muzycznym | Właściciel szczeniaka rady Golden Retriver - Rodii

 
 
Jeżeli liczycie na jakąś ciekawą, trzymającą w napięciu historię, pełną zawiłych i skomplikowanych sytuacji, niestety muszę was rozczarować. Historia tejże chłopczyny jest oklepana i nudna jak flaki z olejem, a on sam jest nieciekawym osobnikiem, który swą postawą prędzej innych odstrasza, niźli do siebie przyciąga. Bo tak jest, jeżeli nie lubisz narcystycznych, egoistycznych i zadufanych w sobie dupków, którzy od dziecka mieli wszystko co dusza zapragnie, prócz kochającej się rodzinki. Tak, niestety, macie oto do czynienia z kolejnym facetem, który jest rozpuszczony do granic możliwości i myśli, że mu wszystko wolno. Dlatego ostrzegam, spieprzajcie jakby was zombie goniło, bo on wykorzysta każdą sytuację, żeby się na kimś poznęcać. Ale tego nie zrobicie, prawda? Za bardzo jesteście nim zafascynowani, aby zmarnować prawdopodobnie jedyną szansę na poznanie go bliżej. Ale czy wy jesteście głusi? Przecież mówię, że to kolejny rozpieszczony bachor, który ma bogatych rodziców. Nie wierzycie? Proszę bardzo, sami chcieliście. Podejdźcie bliżej. Uśmiechnijcie się do niego. Przedstawcie się. Porozmawiajcie z nim. Miałam rację, czyż nie? Ha! Teraz jednak jest za późno. Zainteresował się wami. A jeżeli ktoś go zainteresuje, może być wrzodem na tyłku i to niezbyt miłym. To zależy od was. Zależy czy będziecie dla niego mili. Zależy czy będziecie ulegli. Zależy czy będziecie go słuchać. I kto by pomyślał, że wyrośnie z niego taki dupek? A przecież w dzieciństwie był takim słodkim, rozkosznym bobaskiem. Opowiedzieć wam o tym?
Wszystko zaczęło się od niewinnego romansu Kathryn Foster, rozkapryszonej córki jednego z najlepszych chirurgów plastycznych oraz Thomasa Coyne, syna jednego z najlepszych prawników w mieście. Kilka niewinnych randek, później spędzonych ze sobą nocy, aż tu nagle okazuje się, że panna Foster jest w ciąży. Wszyscy zgadzają się na najwygodniejsze rozwiązanie, coby żadnego skandalu nie było. Ślub, właśnie tak. W ciągu zaledwie dwóch miesięcy organizują ślub, a później huczne wesele. Niby wszyscy szczęśliwi, wszyscy zadowoleni, gdy tak naprawdę załamani. Szczególnie świeżo upieczeni małżonkowie. Nic dziwnego, mieli lat zaledwie dwadzieścia i całe życie przed sobą. Mieli swoje plany, marzenia. Ale pal sześć ich marzenia, co nas one obchodzą? Bo już sześć miesięcy po owym nieszczęsnym ślubie, na świat przychodzi ich pierworodny syn - Olivier Coyne. Było to dokładnie dnia dwudziestego siódmego marca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego roku w jednym z londyńskich szpitali. Urocze, rozkoszne dziecko, na początku niechciane, później wyczekiwane ze zniecierpliwieniem. I choć z początku naprawdę było urocze, szczególnie później, z tymi szarymi ślepiami i bezzębnym uśmiechem, tak później wszyscy przechodzili z nim piekło. Wiecznie rozdarty, pyskaty i uparty. Bił i przezywał swoje opiekunki, a później z szatańskim uśmiechem im uciekał i się chował dopóki rodzice nie wrócili do domu. Nic dziwnego, że każda rezygnowała mniej więcej po tygodniu. I właśnie takim oto sposobem w swoim życiu przerobił chyba pięćdziesiąt opiekunek, każda w innym wieku, acz tak samo przerażona zachowaniem tego małego urwisa.
No i minęło sobie te dwadzieścia dwa długie, nudne lata, o których nie warto nawet wspominać. Przez ten czas nasz książę został rozpieszczony przez swoich rodziców, zdążył spróbować wszystkiego co zakazane od papierosów, alkohol i narkotyki, aż po bójki, jazdę po pijaku i niestety, areszt, w którym posiedział zaledwie przez dwie godziny, acz postanowił nigdy tam nie wracać. Mimo, że poznał tam kilku naprawdę ciekawych kolegów, na myśl o brudnej i klaustrofobicznej celi, dostawał skrętów żołądka. No i najważniejsze, skończył szkołę. Tak, tak, bez powtarzania klasy, korupcji czy innych bzdetów, szczęśliwie dotrwał do końca. A później? Hulaj dusza, piekła nie ma! A przynajmniej chciałby, aby tak było. Ale rodzice widocznie mieli inne plany, bo wysłali go na uniwersytet. Całe szczęście, że sam mógł sobie wybrać kierunek, który chciał studiować. A co wybrał? Ano informatykę, a jakże!


Jak wygląda, każdy widzi. Wysoki na metr osiemdziesiąt sześć i umięśniony jak na prawdziwego faceta przystało. Bo jak o siebie dbać to dbać, czyż nie? Do tego niestety zbyt blada cera, niewinny uśmiech, urocze piegi, krótkie, sterczące na wszystkie strony włosy, które to są koloru chuj wie jakiego, choć sam ocenia je na orzechowe i oczywiście te duże, śliczne ślepia o barwie pochmurnego nieba. Ale jaki jest? Tego nie wie nikt. Przynajmniej nikt z żyjących, bo przy swojej babce ze strony matki, którą to często w dzieciństwie odwiedzał, był taki, jaki powinien być każdy grzeczny, przeuroczy chłopczyk. Niestety, babki na świecie już nie ma, a on przy żadnej innej osobie nie zamierza się otwierać. Poza tym, już tak długo zachowywał się jak rozpieszczone dziecko, że naprawdę taki się stał. No i właśnie takim znają go znajomi, przyjaciele, wrogowie i wszyscy inni, którzy są nawet zwykłymi obserwatorami. Bo choć mógłby uchodzić w towarzystwie za miłego, dobrze wychowanego młodego człowieka, on woli zgrywać lekkomyślnego, złośliwego i wiecznie bawiącego się chłopaka, który jeszcze nie zdążył dorosnąć i nie zapowiada się na to, że kiedykolwiek się to zmieni. No, chyba, że stanie się jakiś cud, albo ktoś przypierdoli mu w łeb, tak, że obudzi się w szpitalu jako całkiem nowa osoba, która nie pamięta nic z dawniejszych lat, jak to się zdarza w filmach z 'Happy Andem'. Tyle, że w nich główny bohater z czasem pamięć odzyskiwał, co w tym wypadku nie byłoby dobre. Bo powiedzmy sobie szczerze, chyba każdy kto go zna, chciałby, żeby zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni i był miłym, pomocnym mężczyzną, który to dla swej kobiety zrobi wręcz wszystko. Ale to byłaby przesada. Nie dość, że przystojny i bogaty, to jeszcze idealny z charakteru? Przecież ideałów nie ma. Każdy ma jakieś wady. 
Zboczyliśmy jednak z tematu. Mieliśmy tu przybliżyć charakterek Oliviera a nie rozwodzić się nad... Nie wiadomo nawet nad czym. Krótko? Chłopak narcystyczny, egoistyczny, złośliwy, lekkomyślny, nierozważny i leniwy. Sam nie wie czego chce, wciąż nie wie czego pragnie, zupełnie jak baba cierpiąca wiecznie na zespół napięcia przedmiesiączkowego. Skomplikowany, pełen dziwactw i szalonych pomysłów. I nie dość, że zachowuje się jak jakiś nierozważny sześciolatek i potrafi zmieniać zdanie w ciągu dwóch sekund, zupełnie jak dziewczyna to jeszcze jest strasznie niepunktualny, bo przecież wciąż zapomina zabierać ze sobą wynalazek o nazwie zegarek. Do tego strasznie zazdrosny i zaborczy, jeżeli już ma jakąś dziewczynę to nikt nie może jej tknąć, nikt nie może jej dotknąć, ani się do niej odezwać, ot co. Zupełnie nie posiada czegoś takiego jak zdrowy rozsądek. Typowy z niego buntownik. Nie stosuje się do żadnych zasad, ma w dupie wszystkie regulaminy czy inne badziewia, a dobre wychowanie, które wpajały mu opiekunki poszły gdzieś w pizdu. Robi co chce, zazwyczaj na złość innym, czyli mów swoje, a on i tak zrobi swoje. Takie to z niego wredne, złośliwe i okropnie uparte stworzenie, które dąży po trupach do celu. A kiedy coś mu nie wyjdzie, wścieka się i klnie, rzuca dookoła ciężkimi przedmiotami i wdaje się w bójki z pierwszą, lepszą osobą, która mu się nawinie. O tak, wulgarna i aż nazbyt nerwowa z niego osoba, co poradzić. I mimo pozorów, kobiety nie tknie. Może i jest dupkiem, ale nie skończonym chamem. Może i wykorzystuje kobiety uczuciowo, ale pamiętajcie, nigdy, przenigdy ich nie uderzy, ani nie zgwałci. Trochę rozumu i inteligencji to on jednak ma, mimo pozorów. I gdyby nie to okropne lenistwo, które zazwyczaj go ogarnia, naprawdę mógłby sporo osiągnąć. Właśnie, gdyby tylko mu się chciało. Ale nie chce. Woli siedzieć przed telewizorem z piwem w ręku, albo łazić po imprezach czy przesiadywać w kasynach, gdzie kantuje, oszukuje i robi wszystko, aby wygrać. Co poradzić, oszust z niego wielki. Że też te jego kłamstwa jeszcze nie zapędziły go do grobu. Bo przecież niektórzy nie są tak mili i nie robią sprawy w sądzie, a od razu pakują delikwentowi kulkę w łeb. Widocznie Olivier jest zbyt sprytny i przebiegły. W końcu umierać jeszcze nie chce, a co to za życie bez odrobiny adrenaliny?
 
 Akceptowani // Album // Piórem pisane
____________________
 
Ave, dzióbki! Tak, znamy się zapewne. Tak, karta wykorzystana na innym blogu, acz autorstwa mojego!
Cytat w tytule - Kaiser Chiefs. Cytat w karcie - również Kaiser Chief. Mordki użyczył uroczy i przesłodki Colton Haynes.
Wątki - tak, powiązania - tak, więc głupio się nie pytać, bo zagryzę. I błagam, jak ja się rozpisuje, to i wy to zróbcie, bo jak na moje wypociny odpiszecie dwoma linijkami to zatłukę.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do wątków. Teoretycznie Olivier taki zły to nie jest.

32 komentarze:

  1. [A ja kartę już kiedyś czytałam i byłam zachwycona postacią, więc od razu uprzedzam, że gdy skończę z moją dziewczynką kartę to od razu liczę na wątek od ciebie! <3]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [A to cieszę się bardzo, że karta przypadła do gustu, niezmiernie mi miło, ot co :D Ależ oczywiście, wątek będzie, a jakże! To jak już twa karta się pojawi to coś wymyślimy ;)]

      Olivier Coyne

      Usuń
  2. Annie Fitzgerald25 lipca 2012 16:09

    [O, cudowny pan! *.* A mordka taka sympatyczna. Co ty na to, aby nasza dwójka pracowała w tym samym sklepie muzycznym? Łatwiej nam będzie o wątek ;)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Annie Fitzgerald25 lipca 2012 16:28

      [Dokładnie! ;) I chętnie coś zacznę, ale to dopiero później, więc jeśli chcesz zacząć ty - nie krępuj się ;)]

      Usuń
  3. [Pomysł na wątek? Może Isa będzie szukać prezentu dla chłopaka, lub wpadną na siebie na ulicy?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ooooh, everything is average nowadays! bardzo chętna jestem do powiązań. c:]

    OdpowiedzUsuń
  5. Annie Fitzgerald25 lipca 2012 17:10

    Pracować gdzieś musiała. Innej opcji nie było. Inaczej, ona i Sophie, wylądowałyby na ulicy, pod mostem, w kartonie lub w śmietniku. A tego nie chciały. Może i nigdy nie przywykły do luksusu, co nie oznaczało, że wiodły nędzne życie. Nie, rodzice zapewniali im wszystko, czego potrzebowały. Spełniali czasami nawet ich najmniejsze zachcianki, ale na większość rzeczy dziewczęta musiały zapracować same, co przecież do łatwych nie należało.
    Jednak obie nie bały się pracy, co prawda u Sophie bywało różnie, bo była tą dużo delikatniejszą i bardziej rozważną bliźniaczką, ale to ona dbała o porządek i w ogóle. Nic dziwnego, że trzy razy w tygodniu odwiedzała domostwo bogatych Brytyjczyków i po prostu robiła za ich sprzątaczkę, zarabiając dwa razy, a może nawet trzy razy więcej, niż Annie dorabiająca w sklepie muzycznym.
    Ale Annie nie narzekała. Może dlatego, że miała zajebiście miłe towarzystwo, ot. Tego dnia, ledwo co zwlokła się z łóżka, a za oknem padał deszcz, więc bez zbędnego entuzjazmu naszykowała się, wsunęła słuchawki w uszy i pobiegła do najbliższej stacji metra, aby wysiąść po dwóch przystankach. Parę schodków w górę, róg dwóch niewielkich ulic i ta-dam! Sklepik muzyczny się znalazł dość szybko, a przemoczona do suchej nitki brunetka wpadła do jego wnętrza, w którym o tak wczesnej porze nie było jeszcze klientów.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Pewnie:)]
    No i dlaczego musiałam zapomnieć? Miałam z tym problem. Jak zresztą. Na szczęście szybko sobie przypomniałam i mogłam zdążyć coś jeszcze kupić. Weszłam do sklepu muzycznego, w którym pracował Oliver.
    - No cześć. Słuchaj, szukam prezentu dla Petera. Rozumiesz, niedługo ma urodziny a ja zapomniałam o prezencie. Proszę powiedz że masz coś.
    Spojrzałam na niego błagalnie. Kolejna płyta to to być nie mogła. To musiało być coś ekstra. Jak na przykład jakaś super droga gitara kolekcjonerska.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Nie mogłam sobie odpuścić supernaturalowego samochodu ♥! Sądziłam, że mogłoby być coś takiego, że znają się z tego samego roku, więc na co dzień się mijali na terenie Uniwersytetu. Często Christy przybywała do sklepu muzycznego, a ponadto:
    1. mogliby być sąsiadami z tego samego piętra;
    2. mogliby być sąsiadami z kamienic naprzeciw, co byłoby takie dziwne, że okna byłyby naprzeciw i coś tam jedno u drugiego czasem zauważy nocą (moja wyobraźnia ukochana <3)
    3. albo połączyć jedno z drugim, że są sąsiadami, ale kamienica jest tak skonstruowana, że od miejsca balkoników/tarasów jest nieco cofnięta ta część budynku, w wyniku czego także mogą się widzieć. :D
    Co o tym sądzisz?]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Także Oli (wielbię tę imię <3) mógłby do niej przychodzić lub do sklepu, w którym pracuje, bo myślałam o tym, żeby to był sklep dla mężczyzn, wszystkie ubrania dla nich, o <3]

      Usuń
    2. [I czasem mogą na siebie przeklinać za podglądanie i chodzić po cukier, o XD. Poczekam, poczekam :>]

      Usuń
  8. [a mam pomysł. :D mogli się poznać z Silver, kiedy Oli był te dwie godziny w areszcie. Garson swoimi czasy często odwiedzała komisariat, jej ojciec jest policjantem w końcu. c:]

    OdpowiedzUsuń
  9. Ona jakoś nie narzeka na tę kamienicę. Być może dlatego, że zdarzało jej się sypiać w znacznie gorszych i nie miała dokładnie wyrobionej opinii względem niej? Najważniejszym było poczucie bezpieczeństwa we własnym mieszkaniu. A ona takowe miała.
    Może i staro wyglądała kamienica, ale chociaż nie było w niej tak głośno, jak mogłoby się wydawać. Ot, korytarz, na którym znajdują się dwa mieszkania oraz klatka schodowa prowadząca do następnego korytarza na dole. Dziewczynie jeszcze pasował taki układ, ponieważ Christine miała dość przestrzenne lokum i wszystko mogła usytuować tak, jak rysowała sobie w myślach i na kartkach, rozplanowując pomieszczenia. Dziwne, że wciąż w niej to tkwiło.
    Chyba dziwnym nie było, że ów defekt się nie podobał dziewczynie. Jeszcze chodziła za nią ta sytuacja, kiedy to jednej nocy, po gorącej kąpieli wyszła niemalże naga, będąc jedynie okrytą cienkim ręcznikiem, która i tak co chwila się obsuwał, więc w końcu zrezygnowała z niego. Później dopiero zauważyła spoglądającego na nią chłopaka, lecz nie kwapiła się do tego, by zadzwonić po służby porządkowe, które mogłyby zwrócić mu uwagę. Szybko narzuciła na siebie coś, a potem podeszła pod jego drzwi, które były naprzeciw. A że szerokie skrzydło i wysoki strop to się jeszcze naoglądała, zanim Olivie otworzył drzwi, po czym powitała go siarczystym policzkiem, zawracając do siebie.
    Choć nie można ukryć, że nieraz prowokowała go. I to jeszcze jak. Może nie paradowała nago, jednak czasem zdarzało się nie zasłonić dokładnie okien albo w ogóle nie zasłaniać przed pewnym momentem. Ta jej złośliwość i prowokatorstwo!
    Miała dzisiaj wolne, więc chciała odpocząć. Chciała się wyspać, choć nie miała męczącej pracy to cała energia idzie w swoje, a potem trzeba jeszcze wrócić do siebie. Nie było to najwidoczniej dane ciemnowłosej, która tylko usłyszawszy krzyk, uniosła się. Chyba za bardzo przyzwyczajona była do budzika.
    Spojrzała na okno i przeklęła w duchu na to, że zostawiła je otwarte. Dobrze, że nie zdecydowała się mieć otwartych drzwi prowadzących na niewielki taras (choć jak kto woli - duży balkon), bo jeszcze wparowałby jej do środka.
    Narzuciła na swoje ramiona jakąś męską koszulkę, chowając tym samym swoje ciało okryte zwykłym podkoszulkiem i bokserkami. Podeszła do okna, sięgając po drodze gumkę do włosów, którą związała.
    Nie musiał się obawiać, że wyjdzie w puchatym szlafroku i wałkach.
    - Cholero jedna, daj mi spać. - warknęła, opierając się o framugę okna i sięgnęła po paczkę papierosów, bawiąc się nią przez chwilę. - Niektórzy pracują i chcą się wyspać. - dodała, wieńcząc słowa złośliwym uśmiechem.
    Taki piękny dzień się zapowiadał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Trochę za długie, ale nie wymagam przystosowania, brońże się :D]

      Usuń
  10. Och, ona także znała tychże sąsiadów! I jakie zawsze nowiny usłyszała, bo ta siedemdziesięcioletnia kobieta odwiedzała chociaż raz na dwa tygodnie Christine, chcąc uraczyć się ciastem, jakie dziewczynie przychodziło robić. Wtedy to słyszała, że ten spod trójki, który jest rozwodnikiem, musiał zdradzać swoją żonę kiedy tylko to było możliwe! Jeszcze o nim słyszała tyle, że dla niego problemem nie byłoby wykupienie dwóch pięter tego budynku, aczkolwiek mężczyzna na ten sposób był uczciwy, choć z pewnością niewierny. Tę dziewczynkę także pamiętała, ponieważ gdy tylko ona widziała młodego owczarka Christy to od razu z dłońmi do niego wyskakiwała, przez co na początku był zlękniony, a teraz i tak nie zwraca na to uwagi.
    I pomimo możliwości zarwania sobie tego niewiernego, wolała jakoś do niego w związku z tym nie podchodzić, coby później plotek nie było. I tak kilka na swój temat słyszała, chociażby o domniemanym romansie z wykładowcą, co nie zostało ani potwierdzone ani zaprzeczone. Poza tym ktoś, kto zawsze korzystnie wygląda w garniturze i raczy większość osób uśmiechem - trudno zbyć taką osobę, prawda?
    Nieraz miała szansę przypatrywać się chłopakowi, owszem, ale też niespecjalnie zwracała na to uwagę. Być może dlatego, że ona nie była Olivierem, który musi każdego dnia chociaż raz zawiesić wzrok na ciele dziewczyny, a każdej nocy szedł z inną dziewczyną, co mogła poznać po machinalnym zerknięciu w okno sypialni, gdzie to widziała, jak raz była ruda, raz blondynka i od razu przechodziło się do tego i owego.
    Jeszcze udawało jej się słyszeć na korytarzu, gdy późną nocą wracała z pracy lub z kilkoma chłopakami. Nie, o seks grupowy nie chodziło. Od niepamiętnych czasów, panna Holmes znaczniej preferowała męskie towarzystwo. Jeszcze o tyle było dobrze, że wiedziała, co to znaczy posługiwać się padem od Playstation lub Xbox'a, co niemalże chłopcy od razu aprobowali!
    - Twoja? - prychnęła, unosząc wzrok znad papierosa, którego właśnie odpalała - Mała to jest twoja pała, jakbyś nie wiedział. - mruknęła dość głośno, by Oli to usłyszał. Ot, taka banalność, a jak nieraz potrafiła urazić męskie ego!
    - I mówi to ten, co wychodzi wieczorami się zabawić. - oznajmiła z rozbawieniem, wypuszczając dym nozdrzami, który od razu zaczął drażnić jej gardło. - Faceci w sklepie potrafią być wycieńczający, Coyne. - westchnęła z ubolewaniem, zasiadając na wygodnej sofie, jaką tu jej przytargano. Musiała przecież zagospodarować otwartą i wolną przestrzeń!

    [A mi idzie coraz gorzej XD]

    OdpowiedzUsuń
  11. Annie Fitzgerald26 lipca 2012 11:33

    Annie spojrzała na niego, jakby ten się choinki urwał i uśmiechnęła pogodnie, mimo wszystko, jakąś słabość do kolegi z pracy miała, ale to chyba zasługa tego uśmiechu... Nie, żeby coś... Annie po prostu lubiła Oliviera i tego nie ukrywała, w końcu - kiedy nie było klientów, nie zachowywali się tutaj zbyt normalnie i na pewno nie byli przykładnymi pracownikami. Dziwiła się, że właściciel nie boi zostawiać się ich tutaj samych, ale pewnie sam do normalnych nie należał.
    - A czy widzisz jakąś parasolkę, która towarzyszy mi w tych ciężkich chwilach? - spytała, nadal nie tracąc poczucie humoru, mimo tego, że w miejscu w którym stała zaczęła powoli tworzyć się kałuża. Najzwyklejszy, szary top prześwitywał, przylegając ciasno do jej skóry i ukazując czerwony kolor stanika. Jeansowe szorty nieprzyjemnie ciążyły na bioderkach, a mokre włosy lepił się do twarzy. Ot, wzięła odrzuciła je na plecy, wykonując zamaszysty gest, przez co i skropiła nieco Oli'ego, stojącego naprzeciwko niej.
    - Będziesz paradował bez koszulki, dopóki moje ciuchy nie wyschną - oznajmiła, jakby nigdy nic i wyciągnęła swoją dłoń w jego stronę, z zamiarem udania się na zaplecze i prędkiego przebrania w męski tshirt.

    OdpowiedzUsuń
  12. Gdyby chciała, żeby Olivier jej zademonstrował to i owo - już dawno by do tego doszło, bo pomimo pewnych wyrzeczeń czy zachowań, Christine miała świadomość, że dość szybko udałoby jej się chłopaka owinąć wokół palca, bo wiedziała, że go pociąga i już!
    I tak bylo z wieloma mężczyznami lub kobietami. Wystarczyło tylko odpowiednio się zachować i wiedzieć, na co człowiek może sobie pozwolić, a na co powinien uważać. Chociaż trochę.
    Holmes narzucił nogi na poręcz balkonu tak, że wcięcie nad jej piętą optymalnie "zahaczyło" o ów poręcz i miała dziewczyna pewność, że nagle się nie zsunie. Chwyciła popielniczkę stojącą na parapecie i położywszy ją na podłokietniku sofy, ułożyła obok dłoń trzymającą papieros, którym co rusz się zaciągała.
    Ona jako dziewczyna z niejedną opinią się spotkała, z nieprzychylnymi uwagami dotyczącymi jej wyglądu i zachowania, ale już na tyle zdołała się do tego przyzwyczaić, że przestała słuchać danej osoby, gdy zaczynały się inwektywy.
    - No tak. Dlatego powinieneś się dziwić, czemu ciebie ani razu nie obsługiwałam. - sarknęła z pewnym urażeniem w głosie, gdy dopalała papierosa, którego nie zgasiła w popielniczce, tylko wystrzeliła w stronę chłopaka. - Pieprz się, Coyne. - warknęła, wstając z impetem z sofy i wszedłszy do środka, trzasnęła drzwiami balkonowymi.
    Nienawidziła tego, jak ktoś - nawet w żarcie - porównywał ją do osoby sprzedającej się za ciało. Już raz się spotkała z opinią, że gdy powiedziała, że pracuje w sklepie dla mężczyzn, dobierając dokładniej garnitury, koszulę oraz galanterię, co niektórym mężczyznom było na rękę, dowiedziała się także o tej mniej akceptowanej pracy.
    Dlatego się tak poirytowała, klnąc w mieszkaniu na Coyne'a, na cały ten nieudany dzień, gdy skierowała się do kuchni, by zrobić sobie kawę. Tam już zdążyła kolejnego zapalić.

    OdpowiedzUsuń
  13. Annie Fitzgerald27 lipca 2012 20:21

    - No, rozbierz się, człowieku! - jęknęła teatralnie, zaciskając drobne pięści na jego koszulce w okolicach piersi chłopaka. Po chwili jednak roześmiała się i zniknęła za regałami, odszukując masywnego kartonu z koszulkami, o których wcześniej wspomniał Olivier. Wyciągnęła taką XXL, jeszcze zapakowaną w szeleszczącą folię i zniknęła jeszcze głębiej sklepu, ukrywając się przed spojrzeniem kolegi na ciasnym zapleczu, gdzie stała jedna kanapa, stara wieża stereo i parę kartonów z towarem, który prawdopodobnie powinni wyłożyć na półki.
    Ściągnęła przemoczony t-shirt i jeansowe shorty, wieszając je na oparciu czarnego krzesła. Wyciągnęła ze szlufek cienki pasek. Ubrała przydługą i za szeroką czarną koszulkę, ciasno spinając ją czerwonym paskiem. Ot, ostatni krzyk mody. Mokre balerinki wylądowały na krześle, a ona sama na bosaka, niczym dziecię kwiatów, weszła na sklep, zatrzymując się przed chłopakiem. Okręciła się w okół własnej osi i dygnęła, przekrzywiając "grzecznie" głowę w bok.
    - Voila! I jak? - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  14. - To ja chcę oglądnąć te gitary. ostatnimi czasy kupuję mu za dużo płyt. Zacznie podejrzewać że zapominam o jego urodzinach.
    Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w kierunku kolekcjonerskich gitar.

    OdpowiedzUsuń
  15. [ A ja poza Kaiser Chiefs to nic z tej karty nie znam xd ]

    OdpowiedzUsuń
  16. Przychodziły dni, kiedy człowiek chciał się zabawić, kiedy musiał pozwolić sobie na upust i rozluźnienie, by odczuć pewne odstresowanie po całym tygodniu pracy i zmaganiu się z różnego rodzaju problemami.
    Dzisiaj sobie to postanowiła Christine, która cały dzień wysprzątała swoje mieszkanie, później wyszła ze swoim szczeniakiem, pozostawiając go u rodziców, wielbiących tego czworonoga. Później wzięła długą kąpiel i wyszykowana wyszła do jednego z londyńskich klubów.
    Tam zapoznała jakąś długowłosą brunetkę, która od razu przychylnie spojrzała na dziewczynę. Długa rozmowa w towarzystwie różnorakich drinków i muzyki robiła swoje, by z każdą chwilą coraz być śmielszymi. Aż nawet zapadła decyzja, by skierować się do mieszkania dziewczyny, a ta w żadnym wypadku nie oponowała.
    Podjechanie taksówką i wymienianie już znaczących spojrzeń nei mogło umknąć taksówkarzowi, który miał kilkakrotnie chęć zadać pytanie, ale ostatecznie rezygnował z tego. Dopiero spytał, gdy Holmes opłacała za taryfę, a ta odpowiedziała tylko o korzystaniu z życia i zabawie.
    Wchodziła po tych schodach z towarzyszką, która zdawała się nie mieć cierpliwości do tego wszystkiego, a zarazem była nieco poddenerwowana, że zagadywała ciemnowłosą. Ta jedynie odpowiadała, zagryzając kusząco wargę, a następnie otworzyła skrzydło drzwi, wpuszczając kobietę do środka, która - jak się okazało - była jedynie tutaj na wakacjach, zwiedzając sobie Londyn, więc od razu Christy pomyślała, że dobrym rozwiązaniem byłoby umilić jej pobyt na tę jedną noc.
    Nie zdążyła dobrze zamknąć drzwi, w wyniku czego były zamknięte, lecz nie zakluczone, kiedy wyczuła usta dziewczyny z baru na swoim policzku, przesuwające się do jej warg.
    Podążały z dość chaotycznym pędem, zatrzymaniem do sypialni dziewczyny, po drodze włączając wieżę, z której głośników wydobyła się przyjemna dla ucha i atmosfery melodia, mogąca zagłuszyć telewizję sąsiadowi. A na tego to w ogóle nie zwracała uwagę.
    Podprowadziła dziewczynę pod ścianę, przygważdżając ją do niej i opierając się obok jej głowy jedną dłonią, drugą wodziła po jej policzku, oddając spokojnie i niespiesznie kolejne muśnięcia, przy czym nieraz odrywała od niej, przesuwając czubkiem nosa po jej linii szczęki.
    Znudzona trzymaniem dłoni na jej policzku, przesuwała po talii, okrytej materiałem sukienki. Najwidoczniej Christine nie była jedyną, która pomyślała o nałożeniu tak wygodnej, choć kiedyś znienawidzonej odzieży. Sama na sobie miała sukienkę, która sięgała połowy jej ud; mała, czarna i przede wszystkim prosta, na cienkich ramiączkach.
    Nawet nie zdążyła zasłonić okien przed niechcianymi podglądaczami.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Witam :) Pomysł na wątek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Też je uwielbiam ; ) Co powiesz na wątek, ewentualnie powiązania?]

    Evelyn

    OdpowiedzUsuń
  19. [Możemy założyć, że poznali się jakiś czas temu, bowiem z tego co wyczytałam, to dziadek Olivera jest/był chirurgiem plastycznym, tak jak ojciec Evelyn, więc możemy to wykorzystać. W innym przypadku moja bohaterka mogła zostać 'zaatakowana' przez psa Twojej postaci, oczywiście nic poważnego, szczeniak tylko by na nią skoczył czy coś, ale ona miała zły dzień i trochę nawrzeszczała na Olivera, a teraz spotkała go w sklepie muzycznym, gdzie coś tam szukała/oglądała. Ewentualnie, skoro oboje pochodzą z dobrych rodzin, mogli znać się już w dzieciństwie, kiedy to razem z rodzicami gościli na jakimś tam wytwornym bankiecie. Nic lepszego niestety nie wymyślę.]

    Evelyn

    OdpowiedzUsuń
  20. - Jeszcze cię nie rozebrałam, ale to zrobię - dodała po chwili z uśmiechem, kiedy już wróciła na sklep, tym samym nawiązując do jego wcześniejszej odpowiedzi. Skoro nie udało jej się to teraz, musiała być nieco bardziej sprytna i wyrafinowana. A może sama powinna się rozebrać, a potem dopiero jego? Co by nie było, chciała to zrobić, ale nie było to priorytetem.
    Okręciła się, a właściwie pozwoliła mu na to, szczerząc ząbki w uśmiechu. A kiedy już zatrzymała się w miejscu, kończąc wirować, oparła jedną dłoń na jego torsie.
    - Może koszulki zaczną się sprzedawać - mruknęła rozbawiona i usiadła na wysokiej, sklepowej ladzie tuż przy kasie. Westchnęła, przeciągając się lekko. Miała nadzieję, że dzień w sklepie zleci jej szybko, ot.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Okej, może być, zobaczymy co z tego wyjdzie ;) Rozumiem, że mam zacząć? ;D]

    OdpowiedzUsuń
  22. Poprzedniej nocy Jasmine nie spała najlepiej. Nie mogła zasnąć, a kiedy już zasnęła, śniły jej się dziwne rzeczy i za chwilę się budziła. Rano czuła się więc wyjątkowo źle. Kompletnie nieprzytomna, blada, podkrążone oczy. Aż jęknęła żałośnie, kiedy zobaczyła się w lustrze.
    Kawy. Tak, tego właśnie potrzebowała. Jednak przecież nie może być w życiu zbyt łatwo, prawda? Otóż, kiedy tylko zajrzała do swojego słodkiego słoiczka w kolorowe kwiatki, okazało się, że kawa wyszła.
    Jasmine, kompletnie zrezygnowana, nałożyła na nogi puchate kapcie i w piżamie wyszła z mieszkania. Olivier - jej ostatnia nadzieja. Do sklepu by nie doszła.
    - Błagam, pomóż. Kawy. - powiedziała bez zbędnych wstępów, gdy chłopak otworzył drzwi. Wyciągnęła w jego stronę kubek.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Cóż, mnie akurat taki wizerunek do Coralie pasował, ale też lubię rudzielców.]

    OdpowiedzUsuń
  24. Diana Whittemore31 lipca 2012 10:44

    [Ha ha, ta morda na ostatnim gifie <3! Mam rozumieć, że Dianka wyszła mi taka normalna? Jeśli tak, wtedy się autentycznie ucieszę, ot. A kiedy tak czytam Twoją kartę, dochodzę do wniosku, iż mają cechę wspólną - lekkomyślność. Ona to dziewucha w gruncie rzeczy taka... miła, zaś Oliver jest jej zupełnym przeciwieństwem, mógłby ją zacząć wychowywać na własną modłę i namawiać do różnych grzeszków. Diana by się zapewne zgodziła - w końcu coś nowego oraz niewypróbowanego, ponadto swój wkład miałaby owa naiwność. Nic więcej szczególnego mi do głowy nie przychodzi. c:]

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Kartę chyba skądś znam.]

    OdpowiedzUsuń